poniedziałek, 29 grudnia 2014

"Gra o tron" George R.R. Martin

tytuł: "Gra o tron"
autor: "George R.R. Martin
liczba stron: 838

W Zachodnich Krainach o ośmiu tysiącach lat zapisanej historii widmo wojen i katastrofy nieustannie wisi nad ludźmi. Zbliża się zima, lodowate wichry wieją z północy, gdzie schroniły się wyparte przez ludzi pradawne rasy i starzy bogowie. Zbuntowani władcy na szczęście pokonali szalonego Smoczego Króla, Aerysa Targaryenam, zasiadającego na Żelaznym Tronie Zachodnich Krain, lecz obalony władca pozostawił po sobie potomstwo, równie szalone jak on sam. Tron objął Robert - najznamienitszy z buntowników. Minęły już lata pokoju i oto możnowładcy zaczynają grę o tron.

"Gra o tron" jest pierwszą częścią serii "Pieśń lodu i ognia" napisanej przez Georga R.R. Martina. Pierwszą książką tego autora jaką przeczytałam był "Lodowy smok", którego recenzje na pewno jeszcze napiszę. Nie można tych książek jednak ze sobą porównywać, ponieważ byłoby to mniej więcej tak, jakby próbować porównywać "Hobbita" z "Władcą pierścienia". Myślę, że powtórzę słowa wielu blogerów, pisząc, że "Gra o tron" napisana jest z ogromnym rozmachem. Na początku co prawda było mi trochę trudno połapać się we wszystkich bohaterach i krainach. Jednak gdy już to ogarnęłam, książka naprawdę mnie wciągnęła. Głównym wątkiem książki jest tytułowa gra o tron, do którego prawa roszczą sobie prawie wszyscy. Nie za bardzo wiem czy da się tu mówić o dobrych i złych bohaterach. Co prawda od razu tak naprawdę patrzymy na całą scenę z perspektywy Starków, którzy sądzą, że Lannisterowie nie są źli i nieuczciwi, jednak nie mamy pewności, kto tak naprawdę najbardziej namieszał...

Jak już pisałam książka napisana jest z ogromnym rozmachem, mamy tu liczne rody, czyli te główne, Lannisterowie i Starkowie, ale jest ich dużo, dużo więcej.  Oprócz tego mamy tu też postacie, które tak naprawdę nie walczą po żadnej stronie, myślą tylko o sobie i nie wiemy, z którym z rodów bratają się w danej chwili. Jest też mnóstwo miejsc akcji i lordów, którzy nimi panują. Praktycznie od razu przewijają nam się ich nazwy, które nie sposób zapamiętać i ogarnąć. Muszę przyznać, że zaczęłam to wszystko rozumieć dopiero mniej więcej w połowie książki.

Sądzę, że jednym z plusów książki jest niepewność, która towarzyszy nam podczas jej czytania. Nigdy nie wiemy, kiedy postać, którą lubimy zostanie zabita lub okaże się kimś innym, niż myśleliśmy, że jest. Nie dotyczy to tylko postaci. Legendy lub nawet całe rody, okazują się inne, niż na początku myśleliśmy.

Jeżeli chodzi o postacie, to jest ich w tej książce tak wiele, że nie wystarczyłoby mi czasu, aby wypisać tu je wszystkie. Sądzę, że moim ulubioną bohaterką jest Arya, która nie przejmuje się opinią innych i stereotypami, nie jest nadętą damą. Tak jak już pisałam jest wiele postaci, do których po prostu bałam się przywiązać.

Język pisania Georga R.R. Martina nie jest skomplikowany, ale nie należy też do najlżejszych. Narracja w książce jest trzecioosobowa, ze szczególnym uwzględnieniem bohatera, którego autor podaje w tytule rozdziału.

Nie sposób też nie wspomnieć o wątku fantastycznym. Chociaż praktycznie pojawia się już w pierwszym rozdziale, to rozwija się dopiero, mniej więcej od połowy. Bardzo mi się spodobał. I gdy już się rozwinął, książka stała się dla mnie dużo ciekawsza, ale też dużo bardziej przerażająca. Motywami fantastycznym w tej książce, są głównie złe i straszne postacie.

Bardzo trudno jest mi tę książkę ocenić, ponieważ ma ona wiele wątków, jest bardzo długa i poplątana. Ujawniając coś mogłabym od razu zrobić wielki spojler nawet o tym nie wiedząc. Mam więc nadzieję, że tyle wystarczy i na zakończenie napiszę tylko, że "Grę o tron" serdecznie polecam.:)

niedziela, 28 grudnia 2014

"W śnieżną noc" Maureen Johnson, John Green i Lauren Myracle

tytuł: "W śnieżną noc"
autorzy: Maureen Johnson, John Green i Lauren Myracle
liczba stron: 335

W Wigilię miasteczko Gracetown kompletnie zasypuje śnieg. Na pocztówkach może i wygląda to malowniczo, ale w rzeczywistości bardzo komplikuje życie. I na pewno nikt nie spodziewa się, że przedzieranie się przez zaspy samochodem  rodziców, nieplanowana kąpiel w przeręblu albo nieprzyzwoicie wczesna zmiana w Starbucksie mogą prowadzić do spotkania z miłością. Jednak w śnieżną noc, kiedy działa magia świąt, zdarzyć się może wszystko...

Szkoda, że nie zdążyłam w czasie z recenzją, no ale cóż przynajmniej wpasowałam się w klimat, bo wreszcie zaczął podać śnieg... :)

Szczerze mówiąc nie jestem zbyt wielkim fanem obyczajówek, więc sięgnęłam po tą pozycje dlatego, że wszyscy czytają i mówią, że jest super.  Mimo, że książka nawet mi się spodobała, to nie powaliła mnie swoją świetnością.

"W śnieżną noc" napisane jest przez trzech autorów, z czego (chyba nie powinnam się tym chwalić) jednym, którego wcześniej znałam jest John Green. To właśnie jego opowiadanie najbardziej mi się spodobało. Nie wiem, czy chodzi o fabułę, czy jedyny w swoim rodzaju humor. Opowiadanie nazywa się "Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy" i opowiada o Tobinie, który z dwójką znajomych, Diuk i JP, dostają wiadomość, że w Waffle House wydarzył się prawdziwy Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy. Bohaterowi są bardzo ciekawi, a sama akcja, przezabawna i wciągająca.. Jest duża dawka humoru i całkiem sporo akcji jak na tego typu opowiadania.
"Placki ziemniaczane są zawsze w świetnym nastroju. I to się udziela. Kiedy patrzę na szczęśliwe placki ziemniaczane, sam czuję się szczęśliwy."
Jeżeli chodzi o opowiadanie Maureen Johnson, "Podróż wigilijna", to  też mi się spodobało. Opowiada ono o dziewczynie o imieniu Jubilatka (nie, nie pomyliłam się w pisowni), która zostaje zmuszona do wyjechania na Wigilię do dziadków na Florydę, jednak nie wszystko idzie po jej myśli. Bohaterowie w opowiadaniu byli DZIWNI, ale w sumie całkiem spoko. Sama akcja była trochę przesłodzona, ale w związku z tych, że czytałam to w Święta, to byłam w stanie to przeżyć. :)
"To co dla jednych jest obłędem, dla innych stanowi gwarancję zdrowia psychicznego"
Trzecie opowiadanie zostało napisane przez Lauren Myracle, i ma tytuł "Święta patronka świnek". Szczerze mówiąc nie za bardzo mi się podobało. Nie polubiłam głównej bohaterki, Addie, która była zbyt skoncentrowana na sobie. W sumie to właśnie o tym była ta książka, o dziewczynie, która próbuje przestać stawiać siebie na pierwszym miejscu i użalać się nad sobą. Nie chodzi jednak tylko o bohaterów. Cała akcja, była bardzo powolna, a momentami wcale jej nie było, był natomiast tak zwany "show Addie".

Mimo, że opowiadania krążyły przy temacie Świąt, to tak naprawdę ogromnie się od siebie różniły tematyką, przesłaniem i stylem pisania autorów. To co podobało mi się w książce to to, że w sprytny sposób wszystkie opowiadania były ze sobą połączone, tak, że z każdym z nich dowiadywałam się więcej o miasteczku Gracetown i jego mieszkańcach. Szczególnie ostatnie strony czytało się wyjątkowo przyjemnie, kiedy wszystko w zgrabny sposób się połączyło i wyjaśniło.

Mogę spokojnie polecić "W śnieżną noc" wszystkim, trzeba jednak pamiętać, że są to opowiadania miłe i świąteczne, tak, że mogą być lekko przesłodzone.

wtorek, 23 grudnia 2014

"Dawca" Lois Lowery

tytuł: "Dawca"
autor: Lois Lowery
liczba stron: 293

Wizjonerska powieść o świecie, w którym ludzie zapomnieli, czym są miłość, pamięć i... kolory.

W społeczności w której żyje Jonasz nie ma miejsca na uczucia, przyjemności, czy tego typu "niepotrzebne" i "niebezpieczne" rzeczy. Każde dziecko jest takie same. Wszystkie mają urodziny tego samego dnia, dostają na nie to samo i obchodzą je w ten sam sposób. Dzieci trafiają do specjalnie przygotowanych komórek rodzicielskich. Czy tylko mnie to przeraża? Właśnie taka jest książka "Dawca" nie miła, nie lekka, nie straszna, lecz po prostu przerażająca.

W ich świecie wszystko jest idealne. Wszystkim rządzi rutyna i starannie wymyślone prawa. Jedyną osobą, która odbiega od tej normy jest Odbiorca.

Jak już pisałam książka naprawdę mnie przeraża ale jednocześnie intryguje. Nie myślcie, że jest zła, po prostu wizja przyszłości w niej ukazana jest dużo straszniejsza od wizji z "Igrzysk śmierci", ale jednocześnie też dużo bardziej realna. Ludzie zachowują się w niej jak roboty, żyją niby idealnie ale bez wyżej określonego celu. Bardzo ważna jest dla nich edukacja, a jedną z najważniejszych jej dziedzin poprawne słownictwo. Ludzie dokładnie opisują swoje uczucia, których tak naprawdę nie mają...

"-Czy wy mnie kochacie?
(...)
-Ojciec chce powiedzieć, że użyłeś szalenie ogólnikowego słowa, tak pozbawionego treści, że już niemal całkowicie wyszło z użycia. - starannie wyjaśniła matka."

Dużym plusem opowieści jest jego główny bohater, Jonasz, który jest tak wyjątkowy jak jego imię. Niby ma zaledwie jedenaście lat, ale zachowuje się na dużo starszego, praktycznie w niektórych momentach miałam wrażenie, że patrzę na dorosłego. W ogóle nie pasuje do otaczającego go społeczeństwa, od początku widzimy, że jest inny. Podoba mi się to, że powieść bardzo się zmienia z biegiem akcji tak samo jak zmienia się nastawienie Jonasza. Na początku przyjmujemy wszystko bez komentarzy nie ma miejsca na bunt, jednak potem to zaczyna się zmieniać i... robi się naprawdę ciekawie.

Na początku książka nie za bardzo mnie zaciekawiła i nie miałam co do niej za dużych wymagań. Jednak potem akcja wciągnęła mnie do tego stopnia, że już po przeczytaniu niej wciąż mnie przeraża. Nie mogę przestać o niej myśleć, o tym co by było gdybym mieszkała w takiej społeczności. Wśród ludzi na pozór miłych, ale tak naprawdę bez serca. Mimo tego, że zwykle wyobrażam sobie siebie jako postać książki, którą w danym momencie czytam to tu po prostu nie byłam w stanie. Wiem, że nie byłabym w stanie przeżyć w świecie opisanym w książce "Dawca".
 "-Z całą pewnością nie byłoby to bezpieczne - powiedział Jonasz z przekonaniem. - A gdyby tak pozwolono im wybierać sobie małżonka i dokonaliby złego wyboru? Albo co by było - ciągnął, choć chciało mu się śmiać z tak absurdalnego pomysłu - gdyby sami wybierali swoją pracę?"
Następną sprawą  jest zakończenie książki, które jest dziwne, nieoczekiwane, ale też bardzo interesujące. Postawiło ta kropkę nad i w moim odczuciu co do tej książki. Nie za bardzo wiem czy uda mi się napisać w recenzji jak bardzo poruszyła mnie ta książka, ale tak właśnie było. Naprawdę, nie spotkałam się z czymś takim od przeczytanie "Złodziejki książek" Markusa Zusaka.

Książkę "Dawca" polecam, ponieważ czyta się ją szybko, ale nie jest to lektura, która pozostawia (przynajmniej mnie) bez refleksji.

Do wyzwania: Grunt to okładka



poniedziałek, 22 grudnia 2014

"Zabójczyni i władca piratów" Sarah J. Maas

tytuł: "Zabójczyni i Władca Piratów"
auto: Sarah J. Maas
liczba stron: 97

Groźna zabójczyni Celaena Sardothien pragnie dokonać odwetu. Gildia Zabójców wysyła ją na odległą wyspę na tropikalnych morzach, by odebrała dług od władcy piratów. Gdy dowiaduje się, że spłatę uzgodniono nie w pieniądzach, a w niewolnikach, charakter misji nagle ulega zmianie. Zabójczyni zrobi wszystko, by pokonać zło.

Ponieważ "Szklany tron" bardzo, bardzo, ale to bardzo mi się podobał postanowiłam sięgnąć po jedną z nowelek napisaną przez autorkę. Moje odczucia? Super!

Miałam też nadzieję, że czytając tę książkę przekonam się do Celaeny, ale niestety mi się to nie udało. Mówi się trudno. W tym opowiadaniu można za to poznać Sama, dawnego przyjaciela Celaeny, który wydaje mi się być w porządku, ale tak naprawdę po przeczytani zaledwie 97 stron książki nie jestem jeszcze w stanie ocenić, czy go lubię.

Tym razem Sarah J. Maas przenosi nas na piracki port na wyspie, w scenerie niemal jak w filmie "Piraci z Karaibów", która muszę przyznać podobała mi się bardziej niż mury zamku w Adarlanie. I znów tak samo jak w "Szklanym tronie" od książki nie można się oderwać, bo akcja wciąga nas i nie wypuszcza aż do końca. Nie wiem czy jest to zasługa samej akcji, czy stylu pisania pani Maas, ale z tym trzeba się po prostu pogodzić, bo książki tej autorki już tak mają.:) Właśnie to mi się nich najbardziej podoba. Nie mamy (lub przynajmniej ja nie mam, bo nie wiem jak inni) tutaj wrażenia, że akcja dzieje się gdzieś dalej, a my sobie spokojnie siedzimy i czytamy. Nie! Czytając książkę "Zabójczyni i Władca Piratów" miałam wrażenie jakbym sama uczestniczyła w akcji.

Jedyne za co mogę się poskarżyć, to to, że książka jest tak krótka. Można ją spokojnie przeczytać w jeden dzień, a mi tak się podobała, że z chęcią przeczytałabym coś jeszcze o podobnej tematyce. Może na przykład opowiadanie o kapitanie Rolfie, który wydał mi się bardzo interesującą postacią. Jak zdobył mapę na swoich rękach? Jak został Władcą Piratów?

Ogółem książkę serdecznie polecam.  Jest naprawdę super i podobała mi się chyba nawet bardziej niż "Szklany tron".

niedziela, 21 grudnia 2014

The Grinch Book Tag

The Grinch Book Tag, jak większość tagów, jest z zagranicznych programów książkowych (nie wiem jak to lepiej napisać :)). Jest to tag świąteczny, jednak patrzący na święta pod innym kątem. Zamiast mówić co nam się w świętach podoba, będziemy narzekać. Zaczynajmy!

1. Połowa lampek choinkowych się przepaliła.
Jaka książka/ seria zaczęła się fajnie ale potem było już tylko gorzej.
Nie będę tu pisać, że "Wybrani", bo jeżeli czytaliście mój post o nich to wiecie co sądzę o tej książce. Zamiast tego napiszę o serii "Niezgodna" Verinici Roth. Pierwsza część jest naprawdę super. Mega wciągająca, mega ciekawa, ogółem EKSTRA. Jednak część druga, "Zbuntowana", już na kolana nie powalała. (Haha, nawet nie czuje, kiedy rymuje.) Przy "Wiernej" natomiast, szczerze mówią, momentami się nudziłam.

2. Irytująca ciotka, która nie chcę zostawić cię w spokoju.
Książka, która ci się nie podoba, mimo, że wszyscy się nią zachwycają.
Do tej kategorii wybrałam książkę "Mroczne umysły" autorstwa Alexandry Bracken. W sumie, ta książka nie jest zła, ale nie podzielam jakiejś wielkiej fascynacji nią. Przeczytałam pierwszą część, a druga czeka od dłuższego czasu na półce i jakoś nie mam ochoty się za nią zabrać, co chyba nie jest dobrym znakiem...

3. Twoje zwierzątko ciągle przewraca świąteczne dekoracje.
Bohater, który psuje życie wszystkim innym. Nie może być czarny charakter.
Allie z "Wybranych". Zdecydowanie Allie, bo kto inny tak świetnie nadawałby się do tej roli?

4.Słyszysz jak rodzice podkładają prezenty i zdajesz sobie sprawę, że Święty Mikołaj nie istnieje.
Książka, którą ci zaspoilerowano.
Jest ich dużo. "Wierna", "Zbuntowana", "Miasto Kości", "Korona w mroku", "Gra o tron" i "Gwiazd naszych wina".  Najśmieszniejsze jest to, że to wszystko zaspoilerowała mi jedna osoba...

5.Widok przesłania ci gruba warstw śniegu.
Bohater do którego nie możesz się przekonać.
Tutaj wybiorę Celaene z serii "Szklany tron", bo mimo, że wszyscy mówią, że jest super, a ja nic do niej nie mam, to mimo to czuję, że nie mogłabym się z nią dogadać.

6.Ciągle powtarzana w radiu piosenka "All I want for Christmas is you" doprowadza cię do szłu.
Książkowa para, której nie możesz znieść.
Zdecydowanie są to Ren i Kelsey z książki "Klątwa tygrysa". To para pokroju Belli i Edwarda ze "Zmierzchu", gdzie on jest bardzo stary, mega przystojny i wytworny, a ona to szara myszka, która nigdy nie miała chłopaka. Jednak Ren i Kelsey są gorsi od Belli i Edwrda, ponieważ wszystko w ich wykonaniu jest tak masakrycznie przesłodzone, że aż mdłe.

7.Szorstki, wełniany sweter z poprzednich świąt, którego się jeszcze nie pozbyłaś.
Książki, które leżą na twojej półce dość długa, a tobie nie chcę się ich czytać, ale nie masz też serca ich wyrzucić.
Takich książek mam pełno. Na przykład mogę podać całą serię, którą rozpoczyna książka "Ania z Zielonego Wzgórza", którą dostałam na komunię.

8.Babcia została porwana przez renifery!
Bohater, którego śmierci nie mogłaś znieść.

UWAGA: jeżeli ktoś nie czytał "Złodziejki książek" niech nie czyta tego i od razu przejdzie do następnego punktu.

Będzie to Rudy z "Złodziejki książek", który był moją ulubioną postacią i umarł w taki smutny sposób, że czytając to chyba pierwszy raz płakałam przy książce. Wciąż jest mi smutno gdy o tym myślę.

9.W centrach handlowych  są prawdziwe tłumy.
 Seria, która ma za dużo tomów i za bardzo się ciągnie.
Sądzę, że są to "Zwiadowcy". Przeczytałam pierwszą część i jest ok, ale jakoś tak nie mogę przejść przez drugą, a świadomość ile jeszcze przede mną dobija mnie.

10.Grinch.
Bohater, którego nienawidzisz. Nie czarny charakter.
Przepraszam, że się powtórzę, ale jest to tak samo jak w punkcie 3 Allie, z książki "Wybrani",zapraszam do mojej recenzji, aby dowiedzieć się, dlaczego tak bardzo jej nienawidzę.

I to już koniec, mam nadzieję, że wam się podobało.:))



O serii "Wybrani" C.J. Daugherty

 tytuł: "Wybrani"
autor: C.J. Daugherty
liczba książek: 4

Myślę, że każdy z was słyszał o serii "Wybrani" napisanej przez C.J. Daughtery. Piszę o trzech pierwszych częściach na raz, ponieważ nie pamiętam ich dostatecznie dobrze, aby dla każdej zrobić oddzielny wpis, a chce być z tą serią na bieżąco, ponieważ właśnie czytam czwartą część. Opowiada ona o Alli, dziewczynie która trafia do Akademii Cimmeria, która jest chyba najdziwniejszą szkołą o jakiej czytałam...

Świat Allie legł w gruzach, jej ukochany brat zginął, a ona została aresztowana - kolejny raz. Rodzice podejmują desperacką decyzję o wysłaniu dziewczyny do elitarnej szkoły z internatem. Akademia Cimmeria nie jest jednak zwyczajną szkołą. Panują tu dziwne zasady, a uczniowie to w większości bogate dzieci wpływowych rodziców. Kiedy jedna z uczennic zostaje zamordowana, Allie zaczyna rozumieć, że Akademia Cimmeria skrywa mroczny sekret. Czy w jego odkryciu pomoże dziewczynie przystojny Sylvain? A może outsider Carter? 
Jaką tajemnicę kryje historia rodziny dziewczyny?
Kim tak naprawdę jest Allie?

Jeżeli chodzi o pierwszą część serii, "Wybrani" to naprawdę bardzo mi się podobała.Te wszystkie tajemnice wpływały na to, że książkę czyta się naprawdę szybko i miło. Nie mogłam się od niej oderwać i z niecierpliwości przewracałam kolejne kartki, aby dowiedzieć się co będzie dalej. Jednak im dalej w to brnęłam tym było gorzej. Druga część, "Dziedzictwo", była fajna, ale bez przesady, jednak trzecia, "Zagrożeni", zawiodli mnie. Dlaczego? Myślę, że chodzi o stały schemat, którym napisane są te książki, to, że akcja zaczyna się dopiero od połowy. Może też chodzi o samą Allie, która z każdą książką denerwowała mnie coraz bardziej.

Narracja w tej serii jest trzecioosobowa ze szczególnym naciskiem na myśli i uczucia głównej bohaterki, Allie. Właśnie to mi przeszkadzało. Nienawidzę tej dziewczyny tak bardzo jak tylko da się nienawidzić książkową postać. Sądzę, że znacznie lepiej czytałoby mi się tę serię, gdyby była ona pisana z perspektywy kogoś innego, na przykład Zoe, Nicole lub nawet  Rahel. Dlaczego tak bardzo nie lubię Allie? Głównie dlatego, że zdaje jej się, że jest pępkiem świata. Bo oczywiście nikt inny na świecie nie cierpi, nikt inny nie może pomóc innym, nikt inny nie ma własnej woli i nikt inny nic nie czuje, poza naszą biedną Allie. Ok, rozumiem, że trochę w życiu przeszła, ale to nie znaczy, że wszyscy, zawsze muszą najpierw myśleć o niej. Jeszcze jedno co mnie w niej wkurza to to, że jest taka niezdecydowana. Naprawdę, podczas akcji książki nie pamiętam ile razy zrywa z Sylvainem, aby być z Carterem i odwrotnie. Dokładniej to opiszę podczas recenzji czwartej części serii, "Zbuntowanych".

Oprócz tego naprawdę denerwował mnie Sylvain. Co prawda nie tak bardzo jak Allie, ale jednak. Nie cierpię go już od pierwszych stron książki, przystojni Francuzi przecież zawszę są podejrzani... Zdecydowanie jestem team Carter.

Jednak nie myślcie, że w tej książce są sami denerwujący bohaterowie. Niektórych z nich naprawdę polubiłam. Na przykład Zoe, która w "Zbuntowanych" ma trzynaście lat jest super. Nie dość, że jest geniuszem to jeszcze mega wysportowana i szczera do bólu. Po prostu ją uwielbiam. Następną postacią, która jest naprawdę ciekawa jest Nicole, bliska przyjaciółka Sylvaina z Francji.

Jeżeli chodzi o samą akcje, to tak jak już mówiłam, przez jakąś część książki jej po prostu nie ma i mamy naszą biedną Allie i jej denerwujące gadanie o niczym, jednak, gdy już się rozwinie wciąga tak, że od książki nie sposób się oderwać. Podoba mi się też temat książki. Szkoła, do której chodzą tylko bogacze, która tak naprawdę okazuje się dużo ważniejsza, niż mogłoby się na początku wydawać. Super!

Mimo tych wszystkich złych rzeczy, które o serii napisałam, sądzę, że mogę ją polecić jeśli tylko jesteście w stanie jakość ścierpieć humory Allie. :P

środa, 17 grudnia 2014

"Stowarzyszenie Wędrujący Dżinsów" Ann Breashares

tytuł: "Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów"
autor: Ann Brashares
liczba stron: 263

To opowieść o przyjaźni, inicjacji, szczęściu i trudnych doświadczeniach. Carmen kupuje w ciucharni parę znoszonych, wypłowiałych dżinów. Wieczorem, kiedy cztery przyjaciółki żegnają się przed wyjazdem na wakacje, Carmen chce je wyrzucić, ale Tibby, Lena i Bridget przymierzają po kolei spodnie i stwierdzają, że mimo różnic budowy, każda wygląda w nich fantastycznie. Postanawiają założyć Stowarzyszenia Wędrujących Dżinsów i co tydzień przesyłać sobie spodnie przez całe wakacje - jak się okaże, najbardziej niezwykły i odkrywczy okres w ich życiu.

Od razu powiem, że nie przepadam za tego typu literaturą. Sięgnęłam po tą książkę tylko dlatego, że dostałam ją już jakieś półtora roku temu i zalegała na półce. Myślałam, że "Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów" będzie naiwne i schematyczne. Czy miałam racje? Zobaczcie sami...

W książce mamy paczkę czterech dziewczyn, które różnią się od siebie tak bardzo, że nie mam bladego pojęcia jak one właściwie zostały przyjaciółkami. Podobno przeciwieństwa się przyciągają... Dziewczyny są dość dziwne, popadające ze skrajności w skrajność. Jedyną z nich którą polubiłam była Tibby, lekko zdziwaczała, jako jedyna nie przejmująca się swoim wyglądem i potrafiąca się przyznać się do swojego błędu (co bardzo lubię w postaciach książkowych). Była to swego rodzaju artystyczna dusza z umiłowaniem do filmów. Jeżeli chodzi o resztę to jakoś znosiłam Lenę, która była bardzo introwertyczna i zamknięta w sobie, natomiast Bridget i Carmen tak mnie irytowały, że wolałabym o nich nie pisać.

Sama akcja na początku wydawała mi się tak głupia, że aż  śmieszna. Carmen kupuje używane dżinsy, właściwie tylko po to, aby coś kupić, po czym zamierza je wyrzucić. Dziewczyny jednak przymierzają je, stwierdzają, że wszystkie wyglądają w nich świetnie i uważają, że spodnie na pewno są magiczne. Zakładają Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów, spisują regulamin i postanawiają wysyłać sobie dżinsy przez całe lato. Nie mówiłam jeszcze o tym, że jest to pierwsze lato, jakie spędzają osobno...
"Ale Boże (przepraszam Boże!), kto pamięta o modlitwach, kiedy wszystko jest w porządku? Dobrzy ludzie, oto kto. A ona do niech nie należała."

Po części w książce mamy problemy typu: poderwać, go czy nie poderwać, co muszę przyznać faktycznie nie jest zbyt ambitne. Jednak akcja się rozkręca, a pod koniec już książka jest naprawdę niezła. Bardzo spodobała mi się część Tibby, z której można wyciągnąć morał, którego się po tej książce nie spodziewałam.

Ciekawe było też to, że książka jest napisana z perspektyw czterech dziewczyn, bo myślę, że jeżeli mówiła by o tym tylko jedna z nich to raczej nie doszłabym do końca. (Chyba, że byłaby to Tibby, ,którą naprawdę polubiłam.)
 "Może w istocie nie liczy się fakt, czy jesteś sławną pięknością, czy też rozpaczliwie szarą myszką. (...) Może trzeba po prostu żyć. Nic więcej"
Jest mi smutno, że musiałam wykropkować ten fragment, ale byłby to za duży spoiler. :(

Jednak po mimo to, że, jak już pisałam, nie lubię tego typu literatury, książka naprawdę mnie wciągnęła. Czyta się ją bardzo szybko i miło, chociaż niekiedy zachowanie niektórych bohaterek (Carmen i Bridget) bardzo mnie irytowało.  Ukazały się już następne części tej serii i prawdopodobnie się z nimi zapoznam. Część drugą "Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów ~rok później~" już przeczytałam i niedługo pokarze się recenzja.






piątek, 5 grudnia 2014

"Szklany tron" Sarah J. Maas

tytuł: Szklany tron
autor: Sarah J. Maas
liczba stron: 519
część: pierwsza 

Siedemnastoletnia Celaena jest wyszkoloną zabójczynią, jedną z najlepszych, popełniła jednak fatalny błąd. Została złapana i skazana na dożywotnią niewolniczą pracę w kopalni soli Endovier, lecz otrzymuje ofertę od księcia Doriana. Celaena musi walczyć na śmierć i życie w turnieju o tytuł królewskiego zabójcy. Jeśli wygra - będzie wolna, jeśli przegra - jej wybawieniem będzie śmierć. Uczestnicy turnieju giną w tajemniczych okolicznościach. Czy Celaena zdoła zdemaskować zabójcę zanim stanie się ofiarą.

Do tej książki podchodziłam w trzech próbach i dopiero po tym trzecim razie, jednym tchem, przeczytałam całość. Po pierwszej próbie stwierdziłam, że nie podoba mi się styl pisania autorki, że jest bardzo dziwny, niby prosty, ale z wplecionymi trudnymi słowami. Jednak takie samo wrażenie miałam na samym początku czytając książki Johna Greena (a konkretnie "Gwiazd naszych wina"), kiedy stwierdziłam, że język pisania autora kompletnie nie przypada mi do gustu, że przez to cało książka jest,  przynajmniej dla mnie, skazana na porażkę. Jak bardzo się myliłam! W obu książkach, gdy akcja już się rozkręci dosłownie porywa nas i nie wypuszcza, aż do ostatnich stron. Nie wiem co to właściwie jest, ale przez to książka wciągnęła mnie tak bardzo, że nie mogłam się powstrzymać i dość szybko przeczytałam całą.

Drugą rzeczą (a właściwie osobą), która na początku mi przeszkadzała była Celaena (której wersji wymawiania imienia jest tak dużo, że nie starczyłoby mi miejsca, aby je tu wszystkie wypisać). Wydawała mi się zbyt pewna swojej doskonałości, osobą która z zimną krwią może kogoś zabić lub zranić, a potem wyżalać się na całą stronę o ochronie natury lub prawach zwierząt. W skrócie typowa bohaterka pierwszoplanowa, patrz Kelsey z "Klątwy tygrysa". Mimo, że w sumie polubiłam Celaene (która tak naprawdę w ogóle nie przypominała Kelsey) za jej humor, zamiłowanie do książek i słodyczy, to jednak wciąż nie wydaje mi się ona taka wspaniała jak inni o niej mówią.  Zostawmy jednak na razie Celaene, ponieważ mam nadzieję, że polubię ją trochę bardziej po poznaniu jej dalszych losów.
"Dosyć tego - myślał. - Jeśli ktoś będzie próbował mi ją odebrać, rozszarpię cały świat gołymi rękami"
Jeżeli chodzi o pozostałych bohaterów to moją ulubioną postacią już od początku książki została księżniczka Nehemia, miła, odważna i wręcz do bólu szczera. Polubiłam też dowódcę gwardii królewskiej Chaola, jednak co do księcia Doriana miałam mieszane uczucia. Raz wydawał się na prawdę super, ale już w następnej scenie robił się zbyt arogancki. Jeżeli chodzi o resztę postaci to myślę, że odebrałam je tak jak autorka chciała je pokazać. Lubiłam tych co miałam lubić, np. Pelor i Nox, tak samo jak nienawidziłam tych co miałam, np. Cain i Kaltain.

Mimo, że jest to książka fantasy, to magi jest w niej niewiele, głównie dlatego, że jeszcze przed akcją powieści, król Adarlanu kazał zniszczyć całą magię. Mimo to jej wątek pojawia się, co prawda dopiero pod koniec książki, ale jednak się pojawia. Jednak nie czułam wcale, aby mi czegoś brakowało. Książka byłaby bardzo ciekawa bez magi, ale z nią po prostu nie da się od niej oderwać. Akcja toczy się bardzo szybko, bez przerwy. Jest bardzo interesująca i czyta się ją szybko. Podobał mi się motyw zabójstw poza turniejem, ponieważ czynił on książkę jeszcze ciekawszą.
 "Nie w każdej krainie mieszkają mrok i śmierć. Niektóre światy są zamieszkane przez dobre istoty, które w razie wielkiej potrzeby są gotowe przybyć do Erilei i przyjść nam z pomocą."
Książka ma też bardzo ładną okładkę, z przodu widać Celaene jak zabójczynie, w spodniach, z ochraniaczami i mieczami. Z tyłu zaś jest tej obraz, na którym wygląda prawie jak dama dworu, w sukni, ale również z mieczami.

Książka jest bardzo ciekawa i wciągająca. Jedna z lepszych książek o takiej tematyce jaką czytałam. Polecam:))

piątek, 28 listopada 2014

"Miasto cieni" Ransom Riggs

tytuł: "Miasto cieni"
autor: Ransom Riggs
liczba stron: 437
część: druga

"Miasto Cieni" jest drugą częścią "Osobliwego domu pani Peregrine". W recenzji mogą być spoilery pierwszej części.

Niepowtarzalna podróż, która rozpoczęła się w Osobliwym domu pani Peregrine, trwa. Jacob Portman i jego nowi przyjaciele wyruszają do Londynu, stolicy osobliwego świata. Liczą na to, że znajdą tam pomoc dla ukochanej dyrektorki, pani Peregrine, uwięzionej w ciele ptaka. W ogarniętym wojną mieście czekają ich jednak liczne, okropne niespodzianki. Zanim Jacob zapewni bezpieczeństwo osobliwym dzieciom, musi podjąć ważną decyzje w kwestii swojej miłości do Emmy Bloom.

Osobliwe dzieci wyruszają z wyspy w małych łódeczkach, z mnóstwem pamiątek, panią Peregrine zmienioną w ptaka i cieniem nadziei na ratunek. "Nasz cel - pobrużdżone wybrzeże Walii - ledwie majaczył przed nami niczym atramentowa smuga rozmazana daleko na horyzoncie." Przed nimi jednak długa droga, pełna przygód i niebezpieczeństw, nowych przyjaciół i wrogów.

Na "Miasto cieni" czekałam od przeczytania "Osobliwego domu", więc sięgnęłam po nie gdy tyko zobaczyłam, że zostało wydane. Czy było warto? Tak! Książka jest dużo, dużo, dużo lepsza od i tak świetnej pierwszej części. Akcja jest wartka, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji. Nie wiemy, co może się stać dalej tak, że z coraz większym zaciekawieniem przewracamy strony, aby się tego dowiedzieć. Najbardziej nieoczekiwane jest zakończenie książki,ale nie mogę wam go zdradzić bo byłby to za duży spoiler. W książce praktycznie nie ma momentów zatrzymania i nudnych pogaduszek o niczym.

"-To dlatego, że pieniądze służą do manipulowania ludźmi, aby poczuli się gorsi od ciebie.(...)  Żartowałem! - oświadczył Horace. - Naturalnie, że pieniądze są po to, żeby kupować ubrania."

Książka od początku do końca trzyma swój, mroczno, smutno, tajemniczy nastrój, co jest po prostu świetne. Wchodzenie w wspaniały świat wykreowany przez Ransoma Riggsa, może nam sprawić tyle samo radości co strachu. Dziwne osobliwości, upiory, głócholce, a na dodatek jeszcze zburzone miasta, czego chcieć więcej od książki? Każdy element, praktycznie każde słowo dodaje opowieści tej właśnie grozy. Styl pisania autora też jest świetny. Całkiem prosty ale jednocześnie nie zbyt prosty, nie dziecinny. Zachwyciły mnie przemyślenia bohaterów i mnóstwo ironii.

Mówiąc o tej książce nie wolno pominąć zdjęć, które dodają jej niepowtarzalny charakter. Są to bardzo stare zdjęcia z różnych kolekcji, z których niewiele poddano przeróbce graficznej. Bardzo podoba mi się to widoczne na okładce (które przedstawia Sam) ale moim ulubionym jest chyba zdjęcie Millard, (które wklejam tu) Ogółem powieść wykonana jest w piękny sposób tak, że jest to chyba najładniejsza książka jaką mam. Wersja angielska, "Hollow city", jest szara i co prawda ładniejsza od brązowej polskiej ,ale nie ważne, bo obie i tak są śliczne.

"Podobnie nikt nie patrzył na chłopca w eleganckiej, choć ubłoconej marynarce, o twarzy siągniętej i wymizerowanej z barku snu, na który chłopiec nie pozwalał sobie od wielu dni z obawy przed koszmarami."

Jeżeli chodzi o postacie to są one tu dość specyficzne. Niby są dziećmi i ich infantylna, dziecięca natura ujawnia się czasem, lecz w wielu momentach książki możemy mieć wrażenie, że patrzymy na dorosłych pozamykanych w dziecięcych ciałach. Myślę, że jest to celowy efekt za pomącą którego autor chciał pokazać osobliwców, którzy są jeszcze młodzi, ale jednocześnie spędzili mnóstwo czasu w pętlach czasowych i psychicznie zdążyli się już zestarzeć. Mam cztery ulubione postacie:. Po pierwsze najbardziej z całej książki polubiłam Horacea, "Chłopak, który ma prorocze sny i wizje", który jest po prostu cudowny, zabawny i dziwny jednocześnie. Moimi następnymi ulubieńcami są Hugh (którego imienia nikt nie potrafi odmienić), "Chłopak, który chroni masę posłusznych mu pszczół, mieszkanek jego brzucha", Olive,"Dziewczynka lżejsza od powietrza" i Millarda, "Niewidzialny chłopiec, uczony we wszystkim, co osobliwe". Nie mogłabym wspomnieć o wszystkich ponieważ zabrakłoby mi tu czasu i miejsca, jednak w tej książce nie było postaci, której bym nie lubiła. Na prawdę, nie denerwował mnie nawet Enoch,"Chłopiec, który potrafi na krótko ożywiać zmarłych", który prawdopodobnie najchętniej wymordował by wszystkie pozostale postacie.

"-Gdybyś kiedykolwiek zrobił dla kogoś coś miłego, może byś zrozumiał.
-Tak, zrobiłem coś miłego - odparł(Enoch). - Przez to prawie pożarły nas głucholce." 

Jest to jedna z moich ulubionych książek, wciągająca, ciekawa, niesamowita i bardzo, ale to bardzo osobliwa. Polecam ją WSZYSTKIM.

"Nikt nie przyglądał się uważnie dzieciom z wagonu pierwszej klasy pociągu do Londynu i nikt nie zauważył w niech nic osobliwego.
I bardzo dobrze" 

sobota, 22 listopada 2014

"Szukając Alaski" John Green

tytuł: "Szukając Alaski"
autor: John Green
liczba stron: 315

Miles Halter nie jest zbyt lubiany w szkole, ale w zasadzie to wcale mu to nie przeszkadza. Nie spotyka się ze znajomymi, jest raczej cichy i zamknięty w sobie. Potrafi całe dnie siedzieć, uczyć się i czytać książki. Najbardziej lubi biografie. Ma dość niespotykane hobby, którym jest zapamiętywanie ostatnich słów zmarłych ludzi. Tak naprawdę to nie wie, dlaczego to robi. Po prostu mu się podobają i już.

"Niekiedy po prostu dlatego, że są zabawne. Na przykład w czasie wojny secesyjnej generał o nazwisku Sedwick powiedział: "Z tej odległości nawet słonia by nie zastrze..", po czym padł od strzału."

Potem jednak Miles przenosi się do szkoły z internatem w której kiedyś uczył się jego tata. Wtedy wszystko się zmienia. Poznaje tam Alaskę Young, która jest najpiękniejszą i najbystrzejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek znał. Tak właśnie zaczyna się najbardziej ekscytujący okres w jego życiu.
Styl pisanie Johna Greena, z pozoru bardzo prosty, ma w sobie coś niezwykłego. Książka w której, przynajmniej na początku,  nie wydarzyło się nic niesamowitego, (ot grupka dzieciaków łamiących regulamin szkoły) wciągnęła mnie bardziej niż nie jedno fantasy. Powieść ma w sobie coś takiego, że gdy po nią sięgniesz nie możesz jej odstawić. Prostu język pisania i ciekawe wydarzenia sprawiają, że "Szukając Alaski" czyta się bardzo szybko i miło. Ja zaczęłam ją, aby na chwilę odpocząć od zakręconej fabuły i wiru postaci " Gry o tron" jednak nie mogłam się powstrzymać i od razu przeczytałam całą.
Postacie są świetnie wykreowane i z pewnością nie mogłabym powiedzieć, że są papierowe. Miles, główny bohater, nie wie jeszcze do końca kim jest i należy do ludzi, którzy trzymają się na poboczu. Jednak dzięki temu, że nie mówił przez cały czas o sobie mieliśmy szansę przyjrzeć się reszcie bohaterów. Alaska jest postacią, które nie da się jednoznacznie ocenić. Z jednej strony jest naprawdę zabawna, inteligenta i z niezwykłą zaciekłością broni praw kobiet. Z drugiej strony jednak bywa naprawdę irytująca, egoistyczna i lekkomyślna.

"-Co słychać? - zapytałem w końcu.
-Naprawdę nie jestem w nastroju na odpowiadanie na pytania zaczynające się od  jak, kiedy, gdzie, dlaczego albo co.
-Co się stało? - zapytałem.
-To jest co. W tej chwili nie obsługuję formatu "co"."

Myślę, że nie jestem w stanie wybrać swojej ulubionej postaci. Każda była na swój sposób wyjątkowa i dziwna zarazem. Jednak jeżeli już bym musiałam to byłby to chyba Takumi, który był chyba najbardziej dziwny i dodawał książce dużo humoru.

"- Wiem. Wiem. Poczekaj chwilę. - Wyciągnął grubą opaskę na głowę. Była brązowa, a z przodu miała pluszową głowę lisa. Takumi założył ją na głowę.
Zaśmiałem się.
-Co to jest, u diabła?
-To moja lisia czapka.
-Twoja lisia czapka?
-Tak, Klucha. Moja lisia czapka.
-Po co ci lisia czapka?
-Bo nikt nie złapie lisa chytrusa."

Oprócz prostych problemów życia codziennego książka podejmuje też inne, ważniejsze. Tym który przewija się chyba przez całą książkę jest pytanie: "Jak wydostać się z labiryntu cierpienia?" Jednak nie mogę o nim więcej napisać bo zepsułabym wam całą lekturę. Sądzę, że w ksiązce autor zachował odpowiednie proporcje, tak, że jednocześnie można się z powieści czegoś nauczyć, ale też nie męczą nas ciągłe problemy egzystencjalne bohaterów.
Książkę "Szukając Alaski" czyta się bardzo miło i szybko. Jak to określiła moja koleżanka: Nie należy ona do trudnych książek z poplątanym wątkiem. Zdecydowanie polecam.

wtorek, 18 listopada 2014

"Cztery" Veronica Roth

tytuł: Cztery
autor: Veronica Roth
liczba stron: 301
Wiem, że to dziwne, tak zaczynać od prequelu, ale trylogie Niezgodna czytałam już dość dawno i nie byłabym w stanie napisać recenzji. Mogę tylko powiedzieć, że cała seria bardzo mi się podobała ( a szczególnie pierwsza część ) i że polecam ją wszystkim. ;))
UWAGA dla osób, które nie czytały serii: w recenzji mogą pojawić się spoilery trylogii Niezgodna.
Altruizm, Nieustraszoność, Erudycja, Prawość, Serdeczność na te pięć frakcji podzielone było społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago. Każdy przechodził test predyspozycji, a potem w krwawej ceremonii musiał wybrać frakcję. Ten, kto łączył cechy charakteru kilku frakcji - jak Tris i Tobias - był Niezgodny i musiał być wyeliminowany...
Tobias, syn przywódcy Altruizmu, dokonał wyboru. Stał się Nieustraszonym o imieniu Cztery. Teraz musi dowieść, że zasłużył na to miejsce. Jego decyzje zaważą o losach innych nowicjuszy. A ujawnione tajemnice zagrożą przyszłości - jego i całego społeczeństwa frakcyjnego.
Dwa lata później Cztery staje przed następnym wyborem. Spotyka Tris, która właśnie porzuciła Altruizm. Z nią droga do naprawienia ich świata może być łatwiejsza.  Ale czy z nią Czetery może stać się znów Tobiasem?  
Część scen z książki znałam już z trylogii Niezgodna, jednak przyznam, że miło było obejrzeć je również z perspektywy Tobiasa. Momenty, w których Tris myślała, że tylko ona jest zagubiona, okazywały się równie trudne dla niego ( chciałam napisać dla Cztery, ale nie jestem do końca pewna ja się odmienia jego imię, po angielsku jest to po prostu Four:)) Było to dla mnie bardzo zabawne.
Od koleżanki słyszałam, że podobno angielska wersja jest dużo lepsza i grubsza. I choć nie mogę nic zarzucić polskiemu tłumaczeniu, muszę powiedzieć, że odczuwam po przeczytaniu go lekki niedosyt. Jak już pisałam trylogia Niezgodna bardzo mi się podobała i z niecierpliwością czekałam na następną część, która szczerze mówiąc nie powaliła mnie swoją świetnością i nie odpowiedziała na wszystkie nurtujące pytania.
Mimo wszystko miło było poczytać jak przez swój nowicjat przechodził Tobias. Radził sobie lepiej, czy gorzej od Tris? Na to pytanie nie mogę wam odpowiedzieć. Na pewno inaczej. Ponieważ nie był drobną dziewczynką;)) inni nowicjusze podchodzili do niego w całkiem inny sposób. Fajnie było też wreszcie przeczytać więcej o Amarze, którego wątek był dokończony w dalszych częściach trylogii .(nie będę spoilerować)
Ogółem polecam książkę wszystkim, którym podobała się Niezgodna, ale z góry uprzedzam, że możecie skończyć Cztery w około 2-3 dni (jak ja) i zostać z wieloma niewyjaśnionymi pytaniami i z niedosytem na tę sagę.

"Posłaniec" Markus Zusak

 tytuł: Posłaniec
autor: Markus Zusak
liczba stron:345

Poznajcie Eda Kennedy'ego - przeciętnego taksówkarza, kiepskiego karciarza, pechowca w miłości. Mieszka w ruderze na przedmieściach, dzieli się kawą ze swoim psem Odźwiernym i darzy uczuciem koleżankę Audrey. Jego życiem rządzą spokojna rutyna i brak perspektyw - do chwili, gdy pewnego dnia niechcący powstrzymuje napad na bank.
I wtedy pojawia się pierwszy as.
Wtedy Ed zostaje posłańcem.
Tak oto wybrany wędruje przez miasto, pomagając i cierpiąc (jeśli to konieczne), aż pozostanie już tylko jedno pytanie: kto stoi za jego misją?
Do przeczytania Posłańca zachęciła mnie pierwsza książka Markusa Zusaka, którą przeczytałam, czyli Złodziejka książek. Tam zachwycił mnie piękny i niebanalny styl pisania autora, a tu sama treść książki.
Ed Kennedy nie poszedł na studia, nie wyprowadził się z rodzinnego miasteczka i nie znalazł sobie dziewczyny. Winę za to zrzuca na swoje ogromne lenistwo (czytał książki w szkole zamiast się uczyć) jak i też na to, że jest beznadziejnie zakochany w swojej koleżance Audrey. Nieodłącznym elementem życia Eda jest gra w kardy ze swoimi przyjaciółmi, Marvinem, Audrey i Ritchim, którzy są równie ambitni jak on.

"Cały czas zadaje sobie pytanie: "I co, Ed? Co tak naprawdę osiągnąłeś przez te dziewiętnaście lat?". Odpowiedź jest prosta.
Gówno.

Jego życie nieoczekiwanie się zmienia, kiedy dostaje pierwszego asa.

Książka spodobała mi się już od pierwszych stron.Tak naprawdę to najfajniejszy z niej całej jest pierwszy rozdział  Napad  w którym Ed opisuje to jak został wplątany w całą aferę, siebie i swoich kumpli.

Wszyscy moi kumple to idioci. Nie pytajcie mnie dlaczego. Czasami tak już po prostu jest.”

Bardzo podoba mi się styl w jakim książka jest napisana, sposób w jaki narrator poprzez różnego rodzaju zwrotu i pytania wchodzi w kontakt w czytelnikiem. Podobnie jest w Złodziejce.  Bohaterowie, których muszę przyznać, że na początku nie lubiłam z czasem zaczynają się zmieniać. Ok, może to nie sami bohaterowie się zmieniają, może chodzi o moje nastawienie, które nie mogło pozostać takie same wraz z kolejnymi sekretami ujawnianymi przez autora. Właśnie to mi się podobało. Bohaterowie nie są wyidealizowani,  pokazuje się ludzi takich jakimi są naprawdę. Głupi, leniwi, a czasami zazdrośni i agresywni. Dopiero z czasem dochodzimy do tego, że na przykład Ed pod maską beznadziejności skrywa naprawdę mądrego człowieka.
"Tylko w dzisiejszym chorym społeczeństwie człowiek może być prześladowany za czytanie zbyt wielu książek"

Akcja w powieści płynęła szybko i była bardzo ciekawa lecz mimo tego nie zabrakło przejmujących (przynajmniej dla mnie) refleksji na temat współczesnego świata.
Polecam książkę wszystkim i nie ukrywam, że jet ona jedną z moich ulubionych.


niedziela, 9 listopada 2014

Teoria bezwzględności Beata Pawlikowska

tytuł: Teoria bezwzględności, czyli jak uniknąć końca świata
autor: Beata Pawlikowska
liczba stron: 335
  " Podczas moich podróży przewędrowałam przez całą historię ludzkości. Mieszkałam w dżungli w osadzie Indian uważanych za ostatnich ludzi z epoki kamienia łupanego. Poznałam tajemnice amazońskich szamanów, spotkałam Buszmenów, Aborygenów, potomków starożytnych cywilizacji Majów i Inków. Spotkałam ludzi na każdym możliwym szczeblu rozwoju cywilizacyjnego - od Indian w szałasach z liści palmowych przez lepianki Masajów aż po kamienne domy w Tybecie, pałace gwiazd  z Hollywood i drapacze chmur w największych metropoliach świata. Wszędzie szukałam prawdy. Uniwersalnej prawdy o nas ludziach. Ta prawda to właśnie teoria bezwzględności."
 Beata Pawlikowska
To tak naprawdę moje pierwsze spotkanie z twórczością Beaty Pawlikowskiej. Wcześniej czytałam tylko Planetę dobrych myśli, ale luźne motywujące słowa, a cała książka to co innego. 
Książka składa się z sześciu części:
-Cyrk osobowości -
-Wielka podróż
-Krótka historia naszej cywilizacji
 -Kilka prostych prawd o dzieciństwie, czyli psychologia stosowana
-Dokończenie krótkiej historii naszej cywilizacji
-Koniec świata według majów
W książce autorka opowiada o zmianach jakie zachodziły w człowieku, rozpoczynając od Adama i Ewy, a kończąc na ludziach współczesnych.

"-No ale moja matka zawsze powtarzała, że niczego nie wolno zmieniać w starych recepturach, bo zostały one wypracowane przez pokolenia.
-To co było dobre kiedyś, już dzisiaj jest nieprzydatne. Rozejrzyj się. Trzeba iść z duchem czasu. Trzeba unowocześniać  produkcję ."

Autorka o całym unowocześnianiu wyraża się z wyraźną pogardą, niesmakiem. Pokazuje, że ludzie poprzez chęć posiadania przestali się przejmować prawdziwym życiem, łącznością z naturą i Bogiem. Nic już nie jest takie, jakie było.
W czasie czytania książki jesteśmy też wstanie śledzić miany zachodzące w autorce w trakcie odkrywania zalet podróżowania.
Nie wiem co więcej mogłabym o pozycji napisać. Nie da się opowiedzieć o tempie akcji  lub o bohaterach, bo jest to po prostu zbiór wspomnień i przemyśleń.( który bardzo mi się podoba ponieważ czytając zgadzałam się z większością z nich;)) Polecam wszystkim osobą lubiącym tego typu literaturę.

sobota, 25 października 2014

Rywalki Kiera Cass

tytuł: Rywalki
autor: Kiera Cass
liczba stron: 333
   Eliminacje to szansa dla każdej dziewczyny, niezależnie od klasy, by stać się królową. Trzydzieści pięć z nich, które teoretycznie wybiera się na drodze losowania, zostanie przewiezionych do pałacu, gdzie będzie się starać o względy przystojnego księcia Maxona. Prawdopodobnie jedyną dziewczyną, która nie chcę za niego wyjść jest America, należąca do piątej klasy - artystów. Dziewczyna nie chce opuszczać rodziny i swojego chłopaka, Aspena. Jest jeszcze jedna sprawa - rebelianci, którzy co jakich czas wdzierają się do pałacu niszcząc wszystko, co stanie im na drodze. Większość sądzi, że chcą po prostu uprzykrzyć życie rodzinie królewskiej, ale może ich napady mają jakiś głębszy sens? Jednak po jakimś czasie America odnajduje spokój w pałacu, a książę Maxon okazuje się znacznie mniej płytki i arogancki, niż przypuszczała...
   Muszę powiedzieć, że książka pozytywnie mnie zaskoczyła pod dwoma względami. Po pierwsze bałam się, że będzie w niej bardzo dużo romantycznych scen. Jednak autorka nie przesadziła. Akcja toczyła się tym samym, szybkim tempem od pierwszej do ostatniej strony i wciągnęła mnie do tego stopnia, że w jeden wieczór przeczytałam połowę. Dlatego nie polecam zaczynania jej na chwilę przed zaśnięciem;)). Drugim miłym zaskoczeniem była sama America. W większości nie przepadam za głównymi bohaterkami, ponieważ są one zbyt poważne, a autorzy wyolbrzymiają ich dobre cechy. Ami polubiłam jednak już od pierwszych stron książki. Zabawna, inteligentna, ale niekiedy i niezdarna i z niewyparzonym językiem. Jeżeli chodzi o głównych bohaterów męskich, Maxona i Aspena, to szczerze mówiąc nie polubiłam żadnego. Aspen był zbyt pewny siebie i działa nierozważnie. Maxon z kolei robił wszystko zbyt wyniośle i często nie rozumiałam jego czynów. Musiałam przerywać czytanie, aby zadać sobie pytanie: Co on w ogóle zamierza zrobić?! Myślę, że moją ulubioną bohaterką była May, młodsza siostra Ami. Zawsze  pogodna i pełna entuzjazmu. Mam też nadzieją, że autorka w dalszych częściach rozwinie wątek rebeliantów, który bardzo mnie zaciekawił.
   Sądzę, że ta książka jest bardzo podobna do Igrzysk Śmierci i Niezgodnej, tylko trochę spokojniejsza. W tych wszystkich historiach występuje dziewczyna, z pozornie nic nieznaczącej grupy społecznej, przeniesiona do innego środowiska. Zostaje zmuszona do konkurencji z innymi i udaje jej się to z zaskakująco dobrymi rezultatami. Polecam osobom, którym podobały się wyżej wymienione książki, lub też tym, które nie miały z nimi wcześniej styczności.

środa, 25 czerwca 2014

Hej:))

Jak mogliście już zauważyć ( po tytule ) mój blog będzie poświęcony książkom Zapraszam do czytania.:))